poniedziałek, 20 maja 2013

ROZDZIAŁ DRUGI

UWAGA POSTAĆ JUSTINA W OPOWIADANIU JEST TYLKO STWORZONA NA KSZTAŁT JEGO WYGLĄDU NIE JEST ON SŁAWNYM BIEBEREM TYLKO ZWYKŁYM CHŁOPAKIEM.


- Chodź Alex! -Usłyszałam za sobą mocny i stanowczy głos Carmen.
- Iii-idę - Odpowiedziałam cicho jąkając się.
Odwróciłam głowę od chłopaka i ruszyłam w kierunku drzwi naszej nowej klasy.

 Klasa nie była duża,mimo tego bardzo przytulna i nowoczesna.W środku znajdowały się trzy rzędy po pięć dwuosobowych, metalowych ławek.Na każdym stoliku leżał laptop z przyklejonym na nim numerem.Zajęłam miejsce obok Carmen.Powoli usiadłam na krześle oglądając się po klasie w wiadomym celu.Do rzeczywistości sprowadził mnie głos Tracey Mussel - mojej wychowawczyni.

- Witam drogich pierwszoklasistów! - Wesoło przywitała nas nauczycielka - Nazywam się Tracey Mussel i jest mi niezmiernie miło z tego powodu,iż będę waszą "szkolną mamą".
Na te słowa wszyscy cicho się zaśmiali,łącznie z panią Mussel.
- Mam nadzieję, że nasza klasa będzie zgrana i wszyscy się polubią.Na samym dole jest wasz nowy plan na ten tydzień.Może on ulec zmianie, ale o wszystkim was oczywiście powiadomię!

Monolog wychowawczyni trwał jeszcze z dobre pół godziny,aż w końcu Tracey pożegnała się ze swoimi podopiecznymi i pozwoliła nam się rozejść.
- Alex,moja mama po mnie przyjechała.Chcesz jechać z nami? - powiedziała Carmen wychodząc z klasy.
- Nie,nie trzeba.Przejdę się.Poza tym,chciałabym spisać plan chociaż na jutro. - uśmiechnęłam się do przyjaciółki ciepło i uścisnęłam ją na pożegnanie.
- Jak chcesz.Zadzwonię,cześć Alex.- nim odwróciłam się, aby cokolwiek powiedzieć straciłam ją z pola mojego widzenia.
Przypomniałam sobie słowa pani Mussel i zeszłam na sam dół naszej szkoły.Moim oczom ukazała się gablotka z różnymi dyplomami i medalami za różne osiągnięcia, czy to sportowe czy naukowe.Po prawej stronie była gazetka samorządu i wielki plan lekcji.Odszukałam moją klasę i spojrzałam na ilość jutrzejszych zajęć.
- Cholera..- zaklęłam w myślach kiedy spojrzałam na lekcje.
Zaczęłam szperać w torebce, kiedy przypomniało mi się,że oprócz telefonu i gum do żucia nie ma w niej nic. Wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie planu na jutrzejszy dzień. Zadowolona z siebie schowałam telefon do torebki i odwracając się ku wyjściu cofnęłam się pod ścianę.
- Witaj - usłyszałam znajomy głos.
- Justin..
- Nadal pamiętasz moje imię?Nie wierzę. - spojrzał na mnie, a w jego głosie wyraźnie wyczuwalny był sarkazm.
- Nie wygłupiaj się,nie mam na to ochoty.Muszę już iść. - Próbowałam odsunąć się od niego, ale zabrakło mi miejsca i nie miałam nawet jak go ominąć i wyjść z budynku. Spojrzałam w jego oczy, ale zaraz odwróciłam wzrok.Nie potrafiłam spojrzeć w nie kolejny raz.Było w nich coś dziwnego..Żal,strach, a jednocześnie ból i przywiązanie.Jego karmelowe tęczówki były jak szklanka.
- Możemy porozmawiać normalnie Alexandro Hoodles? - Położył ostry nacisk na słowo NORMALNIE, a ja zmusiłam się do spojrzenia na niego.
- Nie można było tak od razu?Tylko na wstępie rzuciłeś się na mnie jak na owce? - Spojrzałam na niego z góry i ruszyłam w kierunku wyjścia.Dochodząc do drzwi spojrzałam na Justina - No idziesz czy nie?
- Taaa - Ruszył powolnym krokiem w moją stronę.

Dziesięć minut szliśmy w zupełnej ciszy.W końcu nie wytrzymałam i zapytałam :
- No więc o czym chciałeś porozmawiać? - spojrzałam na niego przygryzając dolną wargę.
- Nie udawaj głupiej - zaśmiał się ironicznie - Dobrze wiesz o czym.
- Hmmm...najwidoczniej jestem głupsza niż myślałeś - odpowiedziałam z sarkazmem dorównując mu kroku.
- Widzisz...- zaczął - Jesteśmy w jednej klasie więc raczej trudno nam będzie się omijać.
- Naprawdę?Coś ty,dam radę. - kolejny raz przerwałam mu sarkazmem.
- Alex!Co jest z tobą do cholery! - podniósł ton głosu i zrobił się bardziej czerwony na twarzy co wywołało u mnie mieszane uczucia.Przez chwilę byłam z siebie dumna, że doprowadziłam go do niemalże kresu wytrzymałości, a z drugiej widziałam dawnego Justina.Tego, który tak bardzo mnie zranił i w brutalny sposób pozostawił ślad w mojej przeszłości.
- Co jest ze mną?Co jest z tobą Justin!Nie odzywasz się do mnie rok!Jeden pieprzony rok!Zostawiając mnie samą! - spojrzałam na niego ze łzami w oczach - Niczego wtedy bardziej nie potrzebowałam jak bycia z Tobą!

W zeszłym roku spotykałam się z Justinem.Był to czas jego buntu.Alkohol,papierosy i inne świństwa powodowały huśtawki jego nastrojów.Rodzice Biebera byli wykształconymi,ustabilizowanymi w życiu ludźmi.Kiedy dowiedzieli się o jego problemach z nałogami, zrobili wszystko aby odciąć go od tego towarzystwa - w tym ode mnie.Dzień przed przeprowadzką Justin przyszedł do mnie - oczywiście jak zawsze pod wpływem alkoholu - Zaczął wykrzykiwać, że jestem dziwką i nic niewartą szmatą.Podobno jego koledzy widzieli mnie idącą za rękę z młodszym o rok Niholsonem w parku, co oczywiście było kompletną bzdurą!Nigdy w życiu nie dotknęłabym go kijem, a co dopiero dłonią. 
Tego samego wieczora, Bieber wyrzekł się miłości do mnie i naszych wspólnych przeżyć.Nie chciałam go wtedy widzieć.Po tym wszystkim.Po tym jak go ukrywałam przed rodzicami,żeby tylko mógł pójść z kolegami na browara. Kiedy prałam mu polane wódką ciuchy,kiedy w środku nocy, narażając siebie, przychodziłam po niego do kolegów i zabierałam stamtąd ledwo żywego.Po tym jak dostałam w twarz od rodziców za oszustwa i butelki po piwie leżące w moim pokoju.Oczywiście całą winę zrzucałam na Siebie.Nie chciałam,aby mój chłopak za nic odpowiadał.Chciałam jedynie być dla niego idealna, bez wad i totalnie perfekcyjna. Po tym wszystkim dostałam podziękowanie w stylu "nigdy Cię nie kochałem,teraz możesz spierdalać.
W tamtej chwili poczułam się okropnie.Po tym jak wyrzuciłam go z domu pobiegałam na górę, rzucając się na łóżko zaczęłam rozpaczać.Płakałam jak pięciolatka, która wywróciła się na czterokołowym rowerku i zdarła skórę z kolana.Mijały godziny, a mi wciąż nie brakowało łez.Nic mnie wtedy nie obchodziło.
Następnego dnia rano mama zapukała do mojego pokoju, aby poinformować mnie, iż moja chora babcia nie żyje.To było jak potężny cios w twarz.Świat przewrócił mi się do góry nogami.
Wysłałam milion sms'ów do Justina z wiadomością co się stało i jak mi źle.Miałam nadzieję,że to co powiedział poprzednio nie miało żadnego znaczenia.W odpowiedzi otrzymałam jedynie "Nic dla mnie nie znaczysz, od dziś się nie znamy".
Było mi strasznie ciężko.Nie miałam oparcia w rodzicach,ponieważ sami ledwo radzili sobie ze śmiercią babci.Jedyną moją pocieszycielką była Carmen i to jej zawdzięczam wszystko. 

- Wiesz, że nie mogłem postąpić inaczej Alex - stanął przede mną zmuszając mnie do zatrzymania się.
- Tak wiem...Musiałeś mnie zostawiać w najgorszym momencie mojego życia.Wiesz, mogłeś obciąć mi rękę, mniej by bolało.
Po tych słowach ominęłam go i ze łzami w oczach ruszyłam w stronę domu.Zza pleców dochodziły błagalne słowa Justina, na które nie zwracałam uwagi.Chciałam jedynie, aby to był tylko zły sen.Nie mogłam do tego wracać.Nie teraz, kiedy dopiero unormowałam sobie życie.

Po kilku minutach doszłam do domu.Nie było nikogo.Położyłam buty w przedpokoju i schodami pobiegłam na górę.Ściągnęłam niewygodne ubranie, zabierając ze sobą krótkie jeansowe spodenki i szarą bluzę.ruszyłam w stronę łazienki.Stojąc przed lustrem, wiążąc niechlujnego koka zastanawiałam się nad dzisiejszym południem i tym co się wydarzyło.Moje rozmyślenia przerwał dźwięk sms'a...


Cześć Kochani :) I jak po weekendzie? Jak podoba Wam się rozdział? Myślicie, że Alex powinna dać się wytłumaczyć Justinowi?Ciekawe kto wysłał jej smsa!Komentujcie i sprawdzajcie!Im więcej was tym więcej rozdziałów!Dobranoc misie : * 

5 komentarzy:

  1. cudowny *.* zakochalam sie w tym blogu !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na nn! kocham cb normalnie! <3333

    OdpowiedzUsuń
  3. Już wiem co myślę na temat tego bloga *_* Pisz, pisz i jeszcze raz pisz! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń